środa, 17 grudnia 2014

"A zresztą- milion dolarów w te czy wefte..."

JAK UKRAŚĆ MILION DOLARÓW?

reżyseria: William Wyler



Film ten oczarował mnie. Rozbawił, a jednak jednocześnie nieco wzruszył i zaskoczył. W Wikipedii został określony jako komedia kryminalna. Dla mnie była to nie do końca komedia, z domieszką romansu, kina akcji i odrobiną kryminału. Proporcje były rozłożone idealnie. Scenariusz uważam za niebanalny, a scenerię filmu... za magiczną. Paryż. Paryż. Paryż! Lubię filmy o tym mieście. Uważam, że same w sobie jest świetną scenerią do filmu. Choć nie potrafiłabym tam mieszkać, Paryż jest mi bliski. 

Wracając do tematu... :)

"Jak ukraść milion dolarów" mogę porównać do szklanki orzeźwiającej lemoniady- film nie za słodki, nie za kwaśny. Poza tym Audrey Hepburn świetnie udawała Paryżankę, co nie jest najłatwiejsze. Jej rola chyba najbardziej jest mi bliska właśnie w tym filmie. Chodzi mi o to, że trochę jak Nicole potrafię być przebojowa, ale przy tym całkiem spokojna.

Moja ulubiona scena... Gdy ojciec bohaterki, każe przynieść szampana, na wieść, że stracił milion dolarów. 

Co podobało mi się najbardziej? Morał, że miłość jest bezcenna, a to nie oznacza, że warta 0 zł, dolarów, czy euro. Jest po prostu tak droga, że żadna waluta nie jest w stanie tego zobrazować. Zatem jest bezcenna.

Paradoksalnie, co jest najfajniejsze, ta produkcja pokazuje, że warto ukraść milion dolarów, by nie zostać posądzonym o przestępstwo. W szczególnych przypadkach!

Zobaczcie sami.

POLECAM! 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz