Wakacje Romana?
NIE!
"Rzymskie wakacje"
Pozwoliłam sobie na żart w tytule :) ( ponieważ żarty nadają sens mojemu życiu)
Rzymskie wakacje to ulubiona produkcja zarówno Audrey, jak i moja. Film jest zabawny, prosty, jednak niebanalny. Mimo woli, możemy się sporo z niego nauczyć. Wyjątkowo wzruszające są nie tylko niektóre sceny, ale całość, co nie jest oczywiste przy komedii. Porusza problem, z którym aktorka będzie się zmagała w późniejszej karierze- chęć ucieczki do życia, gdzie będzie wolna i anonimowa.
Niestety... Sława wywoływała presję na Audrey, podobną jak na księżniczce Annie władza. Obie tego nienawidziły (jeśli "obie" jest właściwym słowem). Jednak dla obu była to "misja" i "wyzwanie".
Moją ulubioną sceną, jest scena na pomoście. Śmiałam się na cały dom, gdy bohaterka wzięła gitarę (nie aby grać).
Co mnie poruszyło?
Audrey pragnęła dostać swój strój z planu filmu. Została jej zrobiona taka przyjemność i mogła zatrzymać kreację. Miała do niej wielki sentyment, choć wśród wielbicieli jest mniej znana. Muszę tylko doczytać w autobiografii, czy chodzi o dwa stroje, czy o ten codzienny.
Przypomnijmy sobie niezwykłą czarno-białą produkcję! Kto oglądał?
I- co myślicie o zakończeniu??
Pozdrawiam- Dorota Zachwycona (to będzie mój pseudonim)
(źródło tego jednego zdjęcia wyżej: http://a-hepburn.blog.onet.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz